Obywatele płacą do państwa podatki, które służą inwestowaniu w rozwój infrastruktury, oświaty, służby zdrowia, wojska czy policji. Stanowią one główne źródło dochodów państwa, umożliwiając de facto jego funkcjonowanie.
Prawdopodobnie to trybut wojenny, składany przez pokonane wojska jako wyraz uznania zwycięskiemu monarsze, stanowi podwaliny regularnego opodatkowania obywateli. Przez całe wieki podatki pełniły opłaty związane z cłem, zyski z posiadłości ziemskich czy przywileje, którymi objęte były wybrane grupy społeczne. Wraz z upływem czasu podatki stały się nierozerwalną częścią polityki finansowej państw europejskich.
Benjamin Franklin napisał w jednym ze swoich listów, że na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki. Nim jednak dotkną nas rzeczy ostateczne, warto na rzeczywistość spojrzeć z przymrużeniem oka. Istnieją na świecie podatki, które – jeśli tylko nie musimy ich płacić – wzbudzają na naszych twarzach uśmiech.
Z pewnością bardziej bawią nas podatki historyczne, nawet te z niedalekiej przeszłości, jak choćby obowiązujące w PRL-u bykowe, czyli podatek od nieposiadania małżonka i dzieci. I choć ten przykład cyklicznie trafia do publicznej debaty, są też podatki, które na wskrzeszenie raczej liczyć nie mogą. I tak Piotr I Wielki w 1705 roku chcąc ograniczyć naturalny zarost na rzecz obowiązującej w Europie francuskiej mody na peruki, wprowadził podatek od brodaczy. Z kolei mężczyźni unikający wojen w Wielkiej Brytanii płacili podatek od tchórzostwa. Również na Wyspach w XI wieku płacono podatek od pokoju, który być może byłby zabawny, gdyby nie fakt, że Gwinea, jako jeden z najbiedniejszych krajów świata, wprowadziła ten podatek obecnie, pobierając od obywatela równowartość 17 euro rocznie.
Przenosząc się do czasów współczesnych możemy również liczyć na nieco absurdalnych sytuacji. W Rumunii na liście oficjalnych zawodów figurują czarownice, które za świadczone usługi odprowadzają podatki, jednak w przeciwieństwie do astrologów czy wróżbitów nie muszą posiadać kasy fiskalnej. Można by pokusić się o małą przepowiednię: przyszłość zabarwiona będzie biurokracją! O Estonii pisaliśmy dotychczas na blogu w kontekście zmian dotyczących podatku CIT, ale jest to kraj, który słynie także z podatku od krowich gazów. Nie do końca wiadomo jakie badania wykazały, że tylko hodowlę krów należy objąć tym podatkiem, ale nie bez zdziwienia ze strony świata, funkcjonuje on w Estonii od 2008 roku, dzielnie walcząc z ociepleniem klimatu.
Równie kontrowersyjny jest obowiązujący w Polsce podatek od powietrza tzw. klimatyczne, które płacimy w kurortach wdychając nierzadko smog zamiast świeżości. Dzieje się tak na przykład na terenie Zakopanego. Znany już jest jeden przypadek turysty, który wygrał w sądzie zwrot opłaty klimatycznej od miasta. W Armenii obowiązuje podatek od kurzu, który nalicza się wprost proporcjonalnie do wielkości mieszkania. I kończąc tę krótką listę dziwnych podatków warto powrócić do rzeczy ostatecznych, które podlegają opodatkowaniu u naszych zachodnich sąsiadów. W Niemczech obowiązuje podatek od nagrobków, a konkretnie od terenu zajmowanego w czasie sprzedaży wieńców i zniczy.
Z ostatnich doniesień medialnych wynika, że ekonomiści Deutsche Banku zaproponowali już 5-procentowy podatek od wynagrodzenia osób, pracujących z domu w trybie tzw. home office. W kwestii podatków nietrudno wyobrazić sobie, że najlepsze przed nami.