We wciąż zmieniającym się świecie, rzeczy z pozoru zwyczajne występują jako nowości pod nową nazwą nierzadko popartą nowymi badaniami naukowymi. Wydaje się, że nie jest inaczej z nowym modułem edukacyjnym, w ostatnim czasie dość często rekomendowanym w firmach, dbających o poczucie rozwoju wśród pracowników.
Wydarty z codziennych obowiązków a dotąd przeznaczany na wielogodzinne szkolenia czas, którego i tak zawsze brakuje, został ostatnio szumnie nazwany microlearningiem skondensowanym do pigułki wiedzy. Jest to nic innego jak łyk wiedzy, przyswajanej mimochodem, mimowolnie przez pracowników. Szczególnie ceniony jest wśród zespołów stawiających na dynamiczny rozwój, żonglujących pojęciami takimi jak czas, efektywność czy elastyczność.
Specjaliści dziedziny skondensowanej wiedzy zachwalają efektywność w ten sposób komunikowanej wiedzy, podkreślając jej dostępność. Informacje przekazywane są w łatwej i przyswajalnej formie. Charakteryzuje je skrótowość naśladująca platformy, z których najczęściej korzystamy, czyli Twittera czy Instagram. Przekaz tak zaprezentowanej wiedzy powinien więc i odnosić się do wizualności świata, z którego inspiracje czerpie. Można więc wybrać jeden, a można uciekać się do przygotowania modułów szkoleniowych we wszystkich kombinacjach – zgodnie z zasadą: wszystkie chwyty dozwolone. Pod ręką z kolei mamy zarówno quizy, jak i ankiety, infografiki, fiszki, gry, krótkie wideo (przypominające reelsy) itd. Rekomenduje się, by szkolenia te dostępne były na urządzeniach mobilnych, by dostęp do nich był jak najprostszy. Z założenia bowiem microlearning wykorzystuje zachowania nawykowe, do których zdążyliśmy przywyknąć takie jak właśnie wpatrywania się w ekrany urządzeń mobilnych.
Z pozoru nie wydaje się to niczym nowym, szczególnie od strony idei, choć na uwagę z pewnością zasługuje powrót tego zjawiska na edukacyjne salony z pewnością powodowany formą przynależną do czasów, w których żyjemy.